Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/109

Ta strona została przepisana.

go przewodniczący, czy należy odczytać badanie wnętrzności, odparł:
— Prosiłbym o przeczytanie tego badania.
A czynił to z taką surową miną, nie patrząc na prezesa, jakby chciał pokazać, że ma tego prawo żądać, odmowa zaś może być powodem kasacyi.
Członek sądu z dużą brodą i poczciwemi oczyma, ów, co cierpiał na katar żołądka, czując się osłabionym, rzekł do przewodniczącego:
— Po co to czytać? Te nowe miotły więcej kurzą, niż zamiatają.
Członek w złotych okularach nie przemawiał nic, lecz patrzył zasępiony przed siebie, nie spodziewając się nic dobrego ani od życia, ani od żony.
Zaczęło się czytanie aktu.
Ale nie skończył tej nudy sekretarz, bo przewodniczący, porozumiawszy się z kompletem sędziów, przerwał czytanie na punkcie piątym, który opiewał, że kiszki były w glinianym garnku, zawierającym około półtora garnca...
— Sąd uznaje dalsze odczytywanie za zbyteczne — zadecydował.
Sekretarz zamilkł i zebrał papiery, a podprokurator gniewnie zapisał coś w swej notatce.
— Panowie przysięgli mogą zobaczyć dowody rzeczowe — rzekł przewodniczący.
Starszyna i przysięgli ruszyli z miejsc i nie wiedząc co robić przy tym ruchu z rękami, podeszli do stołu i obejrzeli koleją słoik, filtr i pierścionek. Kupiec nawet przymierzył pierścionek na swoim palcu.
— Miał też paluch, miał, jak dobry ogórek — mówił, powracając na miejsce. I widocznie radował się tą bohaterską postacią otrutego kupca, jaką sobie w myśli wyobraził.