Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/114

Ta strona została przepisana.

Smieikowa otruć, lecz dała mu tylko na to proszek, aby zasnął.
Chciał popisać się wymową, wykazując, że Masłowę wprowadził na złą drogę mężczyzna, który oszukał ją, uwiódł i porzucił, a mimo to nie został za to ukarany, kiedy ona musiała wziąć na siebie wszelkie skutki winy i upadku.
Ale ta wycieczka w dziedzinę psychologii chybiła celu i wszystkim zrobiło się jakoś nie swojo. Kiedy paplał bez sensu o tyranii mężczyzn i bezradności kobiet, przewodniczący, pragnąc mu dopomódz, zwrócił uwagę, aby nie odbiegał od przedmiotu.
Dalej podprokurator odpowiedział na zarzuty adwokata, dotyczące dziedziczności, że jakkolwiek Boczkowa jest córką rodziców nieznanych, to prawdziwość nauki o dziedziczności nic na tem nie traci, ponieważ prawo dziedziczności do tyła uznanem zostało przez naukę, że możemy nietylko wywodzić przestępstwo od dziedziczności, ale i dziedziczność od występku.
Co się zaś tyczy wniosku obrony w tem, że Masłowa została pchniętą w życie występne przez jakiegoś istniejącego w wyobraźni (wyraz ten wymówił szczególnie uszczypliwie) mężczyznę, toć wszelkie dane prędzej za tem przemawiają, że ona to raczej pociągnęła do zepsucia wiele a wiele ofiar, które przeszły przez jej ręce.
Co powiedziawszy, usiadł z miną pogromcy.
Następnie pozwolono tłómaczyć się oskarżonym.
Boczkowa utrzymywała, że o niczem nie wie, że w niczem nie brała udziału i jest niewinną. I uparcie całą winę zwalała na Masłowę.
Szymon powtórzył tylko kilkakrotnie: