Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/115

Ta strona została przepisana.

— Wola prześwietnego sądu — a zawsze niewinnie i bez potrzeby.
Masłowa nic nie powiedziała. Na przedstawienie przewodniczącego, co może przytoczyć na swoją obronę, podniosła na niego oczy, obejrzała się po wszystkich, jak zgonione na śmierć zwierzę, i spuściwszy oczy, zapłakała, łkając głośno.
— Co panu jest? — zapytał siedzący obok kupiec, usłyszawszy dziwny jęk, jaki się wydarł z piersi Niechludowa.
Niechludow nie pojmował jeszcze stanu, w jakim się znajdował. Tłómaczył to sobie rozdrażnieniem nerwów, ledwie wstrzymując łkanie i łzy. Nałożył pince-nez i zaczął nos ucierać chustką. Strach przed hańbą, jakaby go okryła, gdyby oto tutaj w sali sądowej dowiedziano się o jego postępku, zagłuszał odbywającą się w głębi duszy walkę. Strach ten w chwili obecnej był silniejszym nad wszystko.




XXII.

Po daniu głosu obwinionym i debatach stron o redakcyi zapytań, co zajęło dosyć czasu, pytania ułożono i przewodniczący wygłosił zdanie sprawy i jej przebieg przed kratkami sądowemu Chociaż sam pragnął zakończyć jak najprędzej, tak jednak wdrożył się do swego zwykłego zajęcia, że rozpocząwszy mówić, nie był w stanie zatrzymać się.
Szczegółowo przeto zaczął tłómaczyć przysięgłym, że jeśli uznają oskarżonych winnymi, to mają prawo uznawać ich jako winnych, jeśli zaś dojdą do przekonania, że są niewinni, to także mają prawo uznawać jako niewinnych.