nią. I w umyśle jego odbywało się to zwykłe zjawisko, że napotkawszy dawno znanego człowieka, pomimo zmian, jakie poczynił czas w jego powierzchowności, znów w pamięci dawny się obraz odtwarza.
Tak. Pomimo aresztanckiego chałatu, pomimo więcej pełnych form, rozwiniętych piersi, zmiany owalu twarzy, zmarszczek na czole i skroniach, pomimo nieco obrzękłych powiek, to była taż sama Kasia która w noc Zmartwychwstania Pańskiego, patrzyła nań, na ukochanego przez nią człowieka tak niewinnie, tak słodko, pełnemi życia, rozkochanemi, śmiejącemi się radośnie oczyma.
— I co za dziwne wydarzenie! Trzeba, żeby ta sprawa wypadła akurat podczas mojej kadencyi, żebym nie spotkawszy nigdzie Kasi przez lat dziesięć, spotkał właśnie tutaj na ławie oskarżonych. I jak się to skończy? Ach, żeby tylko prędzej, jak najprędzej!
Nie poddawał się temu uczuciu żalu za grzechy, które poczęło w nim przemawiać. Zdawało mu się, że to wypadek, który przejdzie, i życia jego nie zakłóci. Czuł się w położeniu szczeniaka, którego pan za uczyniony w mieszkaniu nieporządek, porywa za kark, i nosem wtyka w ten właśnie nieporządek, jakiego narobił. Szczeniak piszczy, opiera się, aby uciec jak najdalej od skutków swego postępowania i zapomnieć o tem, ale pan nieprzebłagany, z rąk go nie puszcza, Niechludow czuł wstręt do tej brzydoty, jakiej narobił, czuł silną rękę pańską, ale nie pojmował co złego zrobił, i pana nie uznawał.
Pragnął uwierzyć, że to, co widział, nie było jego dziełem. Ale nieprzebłagana niewidoczna jakaś ręka trzymała go i przeczuwał, że się nie wykręci, przeto dodawał sobie odwagi i siłą
Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/117
Ta strona została przepisana.