Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/136

Ta strona została przepisana.

udział i Michał Siergiejewicz, i Katarzyna Aleksiejewna. Tylko korepetytor, nauczycielka i dzieci milczeli, nudząc się najwidoczniej.
— Wiecznie się kłócą — głośno śmiejąc się, przemówił stary Korczagin, dobywając serwetę z pod kamizelki, i odsunąwszy z hałasem krzesło, które pochwycił lokaj, wstał od stołu.
Wstali wszyscy i podszedłszy do stolika, gdzie byli płukanki, wypłukali aromatyczną wodą usta i prowadzili dalej niezajmującą nikogo rozmowę.
— Czyż nie mam racyi, że w niczem tak się nie przedstawia charakter ludzi, jak w zabawie — mówiła Missi, zwracając się do Niechludowa.
Spostrzegła w jego twarzy ten skupiony i badawczy wyraz, którego się obawiała zawsze i chciała dociec, zkąd to pochodzi.
— Naprawdę, nie wiem, nigdy nie myślałem o tem — odpowiedział Niechludow.
— Pójdzie pan do mamy? — zapytała Missi.
— Naturalnie, a jakże — odrzekł, dostając papierosa, ale takim tonem, jakby mu się zupełnie iść nie chciało.
Milcząc, pytająco popatrzyła na niego, że się zawstydził nieco.
— Rzeczywiście, przyjechać do kogoś po to, aby przynieść smutek i nudę — pomyślał i starając się być uprzejmym, oświadczył, że pójdzie z prawdziwą przyjemnością, jeśli tylko księżna przyjąć go raczy.
— Mamie to sprawi przyjemność. Palić i tam pan może. Iwan Iwanowicz jest u mamy.
Gospodyni domu, księżna, Zofia Wasilewna, była to sobie pani leżąca. Ósmy rok z rzędu przyjmowała gości, leżąc w koronkach, wstążkach, pośród aksamitów, złoceń, kości słoniowej, bronzn, laki chińskiej i kwiatów. Nie jeździła z wi-