zytami nigdzie i przyjmowała tylko „swoich, przyjaciół,“ t. j. tych wszystkich, którzy wyróżniali się z tłumu. Niechludow był w liczbie tych przyjaciół, najpierw jako inteligentny młody człowiek, następnie, że matka jego była blizką przyjaciołką domu Korczaginów, a nareszcie, że dobrzeby było, gdyby Missi za niego wyszła.
Pokój księżnej znajdował się za dużym i małym salonem.
W dużym salonie Missi, idąca przed Niechludowem, zatrzymała się nagle, oparła się na poręczy złoconego krzesałka i spojrzała mu w oczy uważnie.
Missi chciała koniecznie wyjść za mąż, a Niechludow był dobrą partyą. Prócz tego podobał jej się, i już przywykła do tej myśli, że on będzie jej, nie ona jego, a on jej. I z pewną, bezwiedną, ale upartą przebiegłością, jaką miewają chorzy umysłowo, dążyła do tego celu. Przemówiła obecnie, aby się coś dowiedzieć.
— Panu się coś stało? — rzekła. — Co panu jest?
Niechludow przypomniał sobie spotkanie w sądzie, nachmurzył się i zarumienił.
— Tak, rzeczywiście, stało się — a chcąc być szczerym, dodał — wydarzenie dziwne, niezwykłe i ważne.
— Cóż takiego, nie może mi pan powiedzieć?
— Teraz nie mogę. Daruje pani, że nie powiem. Zdarzyło się coś, nad czem nie zastanowiłem się jeszcze, nie obmyśliłem dobrze — rzekł, rumieniąc się jeszcze silniej.
— Więc mi pan nie powie?
Twarz jej drgnęła, a ręka posunęła małe krzesełko, które za poręcz trzymała.
— Nie mogę — odpowiedział, czując, że tak
Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/137
Ta strona została przepisana.