Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/138

Ta strona została przepisana.

odpowiadając, odpowiada samemu sobie, że rzeczywiście spotkało go coś ważnego.
— Więc chodźmy...
Potrząsnęła głową, jakby odpędzając natrętne myśli, i szybszym, niż zwykle krokiem, poszła przodem.
Zdawało mu się, że księżniczka nienaturalnie ściągnęła usta, aby powstrzymać łzy. Zaczął żałować, że sprawił jej przykrość, ale wiedział, że najmniejsze ustępstwo zgubi go, a raczej splącze go jeszcze silniej. A tego się właśnie obawiał, więc milcząc szedł za nią do buduaru księżnej.




XVII.

Księżna Zofia Wasilewna kończyła właśnie obiad bardzo wytworny i pożywny, a jadała go zawsze sama, aby nikt nie patrzył na nią przy tak prozaicznem zajęciu.
Przy szeslongu stał stoliczek z czarną kawą i właśnie w tej chwili paliła papierosa.
Księżna była brunetką, z czarnemi oczyma i długiemi, pięknemi zębami. Wysoka, chuda, utrzymywała starannie resztki dawnej piękności. Mówiono coś nie coś o jej stosunkach z doktorem. Niechludow przedtem nie myślał o tem. Skoro jednak zobaczył obecnie wyfiksatuarowaną, lśniącą, rozdzieloną na dwoje doktorską brodę obok fotelu księżnej pani, nietylko sobie owe gadania przypomniał, ale doznał pewnego niesmaku.
Tuż obok księżnej przy stoliku siedział Kołosow i łyżeczką mieszał kawę. Na stoliku stał kieliszek likieru.
Missi weszła z Niechludowem do buduaru matki, ale nie pozostała.