Przekonawszy się, że Niechludowa nie rozgada, księżna zwróciła się do Kołosowa z zapytaniem o nowy dramat, takim tonem, jakby zdanie Kołosowa miało decydować ostatecznie i wydać wyrok godzien uwiecznienia.
Kołosow ocenił dramat i wypowiedział przytem swoje poglądy na sztukę. Księżna Zofia zachwycała się trafnością sądu, próbowała bronić autora, ale ustępowała zaraz lub wynajdowała opinię pośrednią.
Niechludow patrzył i słuchał, ale widział i słyszał zupełnie co innego, niż to, co było w rzeczywistości.
Słuchając księżnej i Kołosowa, czuł, że ani ją ani jego dramat zupełnie nic nie obchodzi, że im to wszystke jedno, że gadają, aby gadać, bo po jedzeniu bardzo dobrze jest poruszać mięśniami języka i gardła. Dalej widział i to, że Kołosow, wypiwszy wódki, wina, likieru i t. d, był trochę pijany, nie tak pijany, jak chłopi, rzadko pijący wódkę, ale jak ludzie, którzy sobie z alkoholu uczynili rzecz codziennego użytku. Kołosow nie zataczał się, nie mówił nonsensów, ale był nienormalnie podnieconym i zupełnie z siebie zadowolonym.
Niechludow zauważył, że księżna z niepokojem patrzyła w okno, przez które padał ukośny promień słoneczny, bojąc się, aby zbytnia jasność nie zdradziła jej starości.
— Jakie to prawdziwe — rzekła na jakieś zdanie, wygłoszone przez Kołosowa i nacisnęła guzik od dzwonka, obok szezlonga umieszczony.
W tej chwili doktór wstał i, jako człowiek domowy, nic nie mówiąc, wyszedł z pokoju.
Księżna przeprowadzając go oczyma, ciągnęła dalej:
— Proszę Filipa zapuścić zasłonę — rzekła
Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/140
Ta strona została przepisana.