Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/144

Ta strona została przepisana.

rzeknąć Missi, ale nie rzekła, i popatrzyła przed siebie jakiemś innem przygasłem spojrzeniem, zupełnie innem, niż to, jakiem patrzyła na Niechludowa.
Nie powiedziała nawet Katarzynie Aleksiejewnie ułożonego kalemburu w gorszym guście, lecz zauważyła tylko, że na każdego nadchodzą dnie gorsze i lepsze.
— Czyżby i ten miał oszukać? — pomyślała. — Po tem wszystkiem, co zaszło, byłoby to bardzo nieuczciwie z jego strony.
Gdyby Missi zechciała objaśnić, co rozumie przez słowa „po tem wszystkiem, co zaszło“, nie mogłaby powiedzieć nic ściśle określonego. A jednak wiedziała bezwątpienia, że nietylko dał jej pewną nadzieję, ale nawet jakby obietnicę. Wszystko to były nieujęte słowa, spojrzenia, uśmiechy, napomknięcia, milcząca zgoda. A przecież uważała go już za swego, a stracić go bardzo byłoby trudno!




XXVIII.

— I wstyd i wstrętnie, i wstrętnie i wstyd — myślał Niechludow, powracając piechotą znanemi ulicami do siebie.
Czuł na duszy ciężar wskutek rozmowy z Missi.
Czuł, że pod względem sposobu zachowania się nie ma nic sobie do wyrzucenia, że nic nie powiedział za wiele, nic nie przyrzekał, nie oświadczył się formalnie. A jednak czuł się pod pewnym względem zobowiązanym, a pojmował, że ożenić się nie może.
— Wstyd... szkaradna rzecz, fatalne położenie — powtarzał, wchodząc na ganek swojego