Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/153

Ta strona została przepisana.

— Cóż ukradłaś! Wytłumaczyłaś się! Nie wykręciłaś się podła!
— Na coś zasłużyła to masz. W katordze odejdą cię wykręty!
Masłowa, włożywszy ręce w rękawy kaftana, patrzyła, spuściwszy oczy, na zadeptaną podłogę i mówiła:
— Ja się pani nie czepiam, więc i pani daj mi pokój. Ja nic nie mówię — powtórzyła kilka razy i zamilkła.
Ożywiła się dopiero wtenczas, kiedy wyprowadzono Boczkowę i Kartinkina, a stróż przyniósł jej trzy ruble.
— Ty jesteś Masłowa? — spytał.
— Masz! pani ci dała — rzekł, podając pieniądze.
— Jaka pani?
— Bierz, jak dają, jeszcze będę z tobą gadał!
Pieniądze przysłała Kitajewa. Wychodząc z sądu zapytała komisarza, czy może dać Masłowej nieco grosza. Komisarz odpowiedział, że można. Wtedy, zdjąwszy zamszową rękawiczkę z trzema guzikami, dostała tłustą, białą ręką z kieszeni jedwabnej sukni modny pugilares i wybrawszy ze znacznej liczby świeżo obciętych kuponów od papierów publicznych jeden kupon na 2 rb. 50 kop., dołożyła resztę drobnemi i oddała komisarzowi. Komisarz zawołał stróża i polecił oddać pieniądze Masłowej.
— Proszę oddać napewno — rzekła Kitajewa do stróża.
Stróż obraził się za takie podejrzenie i dlatego obszedł się tak gniewnie z Masłową.
Masłowa ucieszyła się, bo mogła właśnie kupić to, czego tak pragnęła obecnie.
Dostać papierosów i zaciągnąć się — myślała upornie.