bryznął kwasem siarczanym. I śmiał się, gdy wiła się z bólu.
— Żal mi jej — szepnęła Masłowa.
— Pewnie, że żal, ale po co lezie — odparła Korablewa.
Pierwsze uczucie, jakiego doznał nazajutrz Niechludow po przebudzeniu, było przeświadczenie, że coś mu się stało, a zanim sobie przypomniał dobrze dzień wczorajszy, wiedział, że stało się coś dobrego.
— Kasia i sąd! Trzeba przestać kłamać i żyć prawdą...
Prócz tego, otrzymał dawno oczekiwany list od marszałkowej. Życzyła mu szczęścia w przyszłem małżeństwie.
— Małżeństwo! Jakim ja dziś od tego daleki — przemówił z ironią. I zarazem uznał całą niestosowność zawiadomienia marszałka o tem, co było niegdyś. — Na co? Po co? Czyż można robić człowieka nieszczęśliwym, jeśli nic nie wiedział i nic nie wie?
Również nie tak łatwą rzeczą okazała się rozmowa z Missi. Najlepiej zostawić czasowi, przestać bywać, a gdy się zapytają, powiedzieć całą prawdę.
Ale co do stosunku z Kasią, stosunek ten był jasny. Pojadę do więzienia, powiem jej. Będę prosił o przebaczenie, i ona mi przebaczy. A jeśli będzie tego potrzeba, ożenię się z nią.
Ta myśl, żeby uczynić z siebie ofiarę, była mu szczególnie przyjemną.
Dawno już nie zaczynał dnia z taką energią. Gospodyni, Agrafinie Piotrownie, oświadczył