Rzecz dziwna, skoro Niechludow sam siebie za swe wady znienawidził, wszyscy dla niego stali się sympatycznymi.
Zaczął mieć szacunek dla gospodyni, nawet dla lokaja. Chciał nawet uniewinniać się przed służącym, ale lokaj był tak służbistym i tyle w zachowaniu swojem zdradzał szacunku i gotowości do usług, że Niechludow rozmyślił się i dał pokój.
W drodze do sądu przychodziły Niechludowowi różne myśli.
Ileż to się odmieniło w jego zapatrywaniach. Małżeństwo Missi, które wczoraj wydawało się tak blizkiem. Czy mógł się z nią żenić? czy mógłby być szczęśliwym? Kobieta, którą uwiódł, idzie etapem na katorgę, a on przyjmuje życzenia i składa wizyty z młodą żoną. Albo może będzie liczyć głosy z marszałkiem, rozprawiać o szkołach niemieckich, a następnie naznaczać schadzki jego żonie. Albo może będzie dalej malować obraz, którego nigdy nie skończy.
— Zresztą nic obecnie robić nie mogę — myślał i cieszył się ze swej duchowej zmiany, że lepsze ma zamiary i cele lepsze.
— Najpierw zobaczyć się z adwokatem, dowiedzieć się, co postanowił, a następnie zobaczyć się w więzieniu z wczorajszą aresztantką i powiedzieć jej wszystko.
I myśląc o tem, jak ją ujrzy, jak powie jej wszystko, jak winę swoją wyzna, jak zapewni, że uczyni, co tylko zdoła, aby tę winę zgładzić, myśląc o tem, doznawał dziwnego uczucia i łzy cisnęły mu się do oczu.