głowę, chwyciła się za nią obiema rękami łkając.
— Pojechał... — krzyknęła — pojechał!
„On w jarzącym światłami wagonie, na aksamitnym fotelu; siedzi, żartuje, pije, a ja tu w błocie, w ciemnicy, w deszcz, wichurę stoję i płaczę“ — pomyślała. I zaszlochała tak głośno, że dziewczyna zlękła się i obejmując ją przez mokre ubranie, rzekła:
— Ciotuniu — chodźmy do domu...
„Przejdzie pociąg ot pod wagon i koniec wszystkiemu“ — myślała Kasia, nie odpowiadając dziewczynie.
Postanowiła, że tak zrobi. Ale w tym momencie, jak to zawsze bywa w pierwszej chwili spokoju po doznanem silnem wrażeniu dziecię, jego dziecię, drgnęło, poruszyło się, rzuciło i znów stuknęło, jakby czemś delikatnem i ostrem. I cała, zawziętość i złość, i chęć pozbawienia się życia, wszystko minęło.
Uspokoiła się, podniosła, przyszła do siebie, włożyła chustkę na głowę i poszła.
Zmęczona, przemokła, zabłocona, wróciła do domu i od tej chwili zaczął się w niej ten przewrót wewnętrzny, skutkiem którego doszła do upadku. Od tej nocy przestała wierzyć w Boga, w to, że ludzie w Niego wierzą, ale tej nocy przekonała się, że nikt w nic nie wierzy i że wszystko, co mówią o Bogu i o wireze w Niego, to wszystko tylko fałsz i niesprawiedliwość. On, którego tak kochała, on, który ją także kochał, boć to wiedziała, porzucił ją, sponiewierawszy jej miłość. A przecież był najlepszym z tych ludzi, jakich znała. Wszyscy inni byli jeszcze gorsi. I wszystko, co się jej wydarzało, na każdym kroku to potwierdzało. Ciotki jego, pobożne staruszki, wygnały ją, gdy nie mogła już tak służyć, jak niegdyś. Wszyscy ludzie, z jakimi miała styczność, równie byli podli, kobiety chcia-
Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/187
Ta strona została przepisana.