Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/201

Ta strona została przepisana.

ta istota, co była niegdyś przed tem, tak miła i ukochana.
— Kasiu, dlaczego ty tak mówisz? Przecież ja cię znam dobrze, ja ciebie pamiętam taką, jaką byłaś w Panowie.
Ale ona nie chciała ustąpić.
— Co tam dawne rzeczy wspominać! — rzekła sucho, jeszcze więcej twarz chmurząc.
— Dlatego wspominam, że chciałbym zgładzić, chciałbym odkupić grzechy moje...
I chciał powiedzieć o tem, że gotów jest ożenić się, ale spotkał jej wzrok, a w tym wzroku coś tak poziomego, przerażającego i odpychającego, że głos mu zamarł na ustach.
Odwiedzający zaczęli wychodzić. Intendent podszedł do Niechludowa i rzekł, że czas odwiedzin już się skończył. Masłowa podniosła się, czekając z pokorą, rychło ją uwolnią.
— Zegnam panią. Mam jeszcze pani wiele do powiedzenia, ale już teraz nie ma czasu na to. Przyjdę drugim razem.
I wyciągnął rękę na pożegnanie.
— Zdaje się, że pan powiedział wszystko.
— Jeszcze będę się starał widzieć z panią. Mam bardzo ważną rzecz do powiedzenia — rzekł Niechludow.
— Niech pan przyjdzie — rzekła, uśmiechając się w ten sposób, jak to czyniła wobec ludzi, którym się chciała przypodobać.
— Pani jesteś mi bliższą niż siostra.
— Prześlicznie! — rzekła, i pochylając głowę, poszła za kratę.




XLII.

Niechludow myślał, że za pierwszem widzeniem odnajdzie dawną Kasię. Ale dawna