to na pomocnika, to na dozorcę, ta na Niechludowa.
— Oto pan, co chce zapytać się o twoją sprawę.
— Dziękuję pokornie.
— Mnie opowiadano o sprawie waszej, ale chciałbym dowiedzieć się od was samych — rzekł Niechludow, idąc wgłąb celi i podchodząc do zakratowanego okna.
Mienszow również zbliżył się do okna i zaczął opowiadać najpierw trwożliwie, patrząc na intendenta, a potem coraz śmielej. Kiedy intendent wyszedł na korytarz, dając tam jakieś rozkazy, ośmielił się zupełnie. Było to opowiadanie poczciwego, prostego parobka, i dziwiła ta mowa naiwna, prosta w ustach aresztanta, siedzącego w kryminale, przybranego w hańbiący strój więzienny.
Niechludow słuchał, a zarazem oglądał bacznie nizki tapczan z siennikiem, wypchanym słomą, i okno z grubą, żelazną kratą, i brudne, wilgotne ściany, i szarą kurtę, i aresztanckie sandały, i znękaną postać tego sponiewieranego i oszpeconego chłopa, a czyniło mu się coraz smutniej.
Nie chciało się wierzyć temu, co opowiadał ten prosty, dobroduszny chłop. A jeszcze byłoby przykrzej pomyśleć, że ta szczera i prosta opowieść jest kłamstwem.
Treść opowiadania była taką, że szynkarz wkrótce po ślubie odmówił mu żonę. Szukał sprawiedliwości wszędzie, ale wszędzie szynkarza uniewinniali. Raz siłą żonę uprowadził, ale nazajutrz uciekła. Wtedy przyszedł i żądał oddania żony, szynkarz powiedział, że żony niema, i żeby sobie poszedł. On nie chciał iść. Wtedy szynkarz z parobkiem swo-
Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/234
Ta strona została przepisana.