Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/239

Ta strona została przepisana.

pomniał sobie o tem dopiero wtedy, gdy Niechludow wszedł do biura.
— Zaraz poślę po nią, a pan niech chwilę zaczeka.




LII.

Biuro składało się z dwóch izb. W pierwszej, o dwóch oknach ciemnych, brudnych, i zielonym obdrapanym piecu, daleko na pokój wysuniętym, stała w kącie czarna miara do mierzenia wzrostu aresztantów, w drugim kącie wisiał duży wizerunek Chrystusa. W pierwszej izbie stało kilku dozorców. W drogiej zaś pod ścianami, lub skupieni gromadkami po dwoje lub kilku, siedziało ze dwadzieścioro mężczyzn i kobiet, rozmawiając zcicha. Koło okna stało zniszczone biurko. Nadzorca siadł przy niem i wskazał Niechludowowi stojące obok krzesło. Niechludow usiadł i zaczął przypatrywać się badawczo ludziom, znajdującym się w izbie.
Pierwszym, co zwrócił jego uwagę, był młody chłopiec w krótkim żakieciku, o twarzy sympatycznej, który, stojąc przed aresztantem w kaftanie i dziewczynką, siedzącą obok, opowiadał im coś z zapałem, żywo gestykulując rękami. Dalej rzędem siedział staruszek w niebieskich okularach, trzymając za rękę młodą kobietę w aresztanckiej odzieży, cały wsłuchany w jej opowiadanie. Uczeń-realista z wyrazem przestrachu w twarzy nie spuszczał wzroku ze staruszka. Nieco dalej w kącie siedziała para zakochanych: ona miała włosy jasne, krótko nad czołem ucięte, co nadawało jej ładnej twarzyczce wyraz energii, była to młoda jeszcze dziewczyna, dziecko prawie, ubrana w suknię wytwor-