Niechludow zaciął się rozpytywać o to, w jaki sposób dostała się do więzienia. Odpowiadając na zapytania, zaczęła z wielkiem ożywieniem mówić o swojej sprawie. Wtrącała raz po raz swoje postronne uwagi i objaśnienia o propagandzie, o dezorganizacyi, zgromadzeniach, sekcyach i podsekcyach, będąc widocznie pewną, że wszyscy o nich wiedzą, ale Niechludow nigdy o tem nie słyszał.
Ale opowiadała mu wszystko, będąc pewną, że go to żywo zajmuje i że robi mu wielką przyjemność swemi objaśnieniami. A Niechludow patrzył na jej chudą szyję, na rzadkie, splątane włosy i nie mógł się dosyć nadziwić, poco ona to wszystko robiła i opowiadała. Żal mu jej było i czuł dla niej litość, ale nie tak wielką, jak dla Mienszowa, tego chłopa o twarzy i rękach, białych, jak opłatek, który zupełnie niewinnie siedział w dusznem więzieniu.
Bogoduchowska widocznie miała się za bohaterkę i tembardziej było mu jej żal. Ten rys charakterystyczny Niechludow zauważył nietylko w niej, ale i w innych osobach, znajdujących się w izbie. Wejście jego zwróciło ich uwagę, i czuł dobrze, że wszystko co robią, robią inaczej dlatego jedynie, że on tu się znajduje. Rys ten można było zauważyć i w młodym człowieku w gumowej kurtce, i w kobiecie w aresztanckiej odzieży, i w parze zakochanych. A nie posiadali go młody suchotnik i cudna dziewczyna o łagodnych oczach, i czarniawy, obdarty człowiek z głęboko osadzonemi oczami, który rozmawiał z chudym, wygolonym jegomościem.
Sprawa, o której chciała pomówić Wiera Efremowna z Niechludowem, polegała na tem, że towarzyszka jej, Szustowa, nie należąca zupełnie do ich zgromadzenia, była aresztowana jedynie dlatego, że znaleziono u niej książki
Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/243
Ta strona została przepisana.