Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/277

Ta strona została przepisana.

— Aż na końcu wsi, z tamtego końca trzecia chata. Po lewej ręce będzie murowana chata, a za murowanką zaraz jej chałupa stoi. Albo najlepiej, to ja księcia poprowadzę — dodał rządca, uśmiechając się radośnie.
— Nie, dziękuję, ja sam znajdę, a pan niech każę powiedzieć chłopom, żeby się zgromadzili; chciałbym z nimi porozumieć się o ziemię — odparł Niechludow, zamierzając ukończyć układy z włościanami tak, jak w Kuźmińskiem, i jeśli można, to dziś wieczorem jeszcze.




IV.

Wyszedłszy za bramę, na ścieżce, idącej przez wygon, porosły bobkowem zielskiem i bylicą, Niechludow spotkał powracającą z wioski dziewczynkę w pstrej spódniczce i w kolczykach, która biegła żwawo, przebierając grubemi, bosemi nogami. Lewą ręką machała zawzięcie, ułatwiając sobie bieg, prawą zaś silnie przyciskała do boku czarnego koguta. Kogut, z wielkim, chwiejącym, czerwonym grzebieniem, zdawał się być zupełnie spokojnym i zadowolonym ze swego losu i od czasu do czasu tylko to wyciągał, to kurczył czarną swą nogę, czepiając się pazurami fartuszka dziewczynki. W miarę, jak dziewczyna zbliżała się do dziedzica, bieg jej wolniał i przeszedł w powolny krok. Zrównawszy się z Niechludowem, stanęła i rozmachnąwszy w tył głowę, pokłoniła mu się nizko, czekając aż ją minie i dopiero wtedy pobiegła cwałem do dworu.
Schodząc do studni, Niechludow spotkał jeszcze starą babę, w brudnej konopnej koszuli, która na zgarbionych plecach niosła dwa pełne