Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/293

Ta strona została przepisana.

możemy. Ziemia pańska i majątek pański — odpowiedział ktoś z gromady.
— Ależ nie, przecież wy sami będziecie używać tych pieniędzy na wasze ogólne potrzeby.
— My tak nie chcemy. To jest inna rzecz, a tamta inna.
— Zrozumiejcie to — chcąc rozjaśnić sprawą, wtrącił, uśmiechając się przybyły za nim rządca. — Książę wam oddaje ziemię za pieniądze, ale te same pieniądze składają się na wasz kapitał i służą na potrzeby ogólne całej gromady.
— My to rozumiemy bardzo dobrze — przemówił stary, bezzębny chłop, nie odrywając oczu od ziemi. — Tak niby, jak w banku, tylko, że my musimy płacić w terminie. My tego nie chcemy, bo nam i tak ciężko, a to dla nas zguba i zniszczenie.
— To na nic. Lepiej niech tam będzie tak, jak bywało — odezwały się niezadowolone głosy.
Ale jeszcze bardziej zaczęto się wymawiać, kiedy Niechludow wspomniał o tem, że ułoży umowę, na której podpiszą się wszyscy.
— Co tu się podpisywać? Jak pracowaliśmy, tak będziemy pracować? A to na co? Myśmy ludzie ciemni.
— My się na to nie zgodzimy, bo my do tego nie przyzwyczajeni. Jak było, tak niech będzie. Tylko z zasiewem, żeby odmienić — odezwały się głosy.
Odmienić z zasiewem, to znaczyło, że przy teraźniejszem urządzeniu ziarno na zasiewy musieli dawać chłopi, a teraz prosili, aby ziarno było pańskie.
— Więc wy wzbraniacie się, nie chcecie brać ziemi? — spytał Niechludow, zwracając się do niestarego jeszcze chłopa, z twarzą czerwo-