mińskiem obmyślał swoje przyszłe życie, jak zastanawiał się nad tem, co mu czynić wypadnie i jak w zagadnieniach tych zaplątał się i nie wiedział, jak z nich wybrnąć, tyle było nowych zagadnień w każdem pytaniu. A teraz powtórzył sobie, te pytania i zdziwił się, że są tak proste i jasne. A jasne były dlatego, że nie myślał obecnie, co się z nim stanie, lecz myślał tylko o tem, co zrobi i co zrobić powinien. I rzecz dziwna; tego, co było potrzebne i konieczne dla niego, nie wiedział, a to co miał robić, dla innych, było mu wiadome i proste. Wiedział teraz doskonale, że nie może opuścić Kasi, lecz musi ją ratować, wspierać, być gotowym na wszystko, aby swoją winę zmazać. Wiedział, że należy zgłębić, roztrząsnąć, wyjaśnić i zrozumieć całą tę procedurę sądową, w której on dopatruje się rzeczy niewidzialnych dla innych ludzi. Co z tego wszystkiego wyniknie, nie wiedział, lecz wiedział tylko, że uczynić powinien i to, i tamto, i drugie, i ta świadomość, i ta wiara, zapalały w jego duszy jakieś ciepłe blaski.
Ciężka, czarna chmura posuwała się zwolna, coraz liczniejsze błyskawice rozdzierały niebiosy, rozświetlając podwórze i stary dwór z walącym się gankiem. Głuchy pomruk burzy słychać było tuż nad głową. Ptaki ucichły, tylko liście szumiały jakoś groźnie. Wiatr dopadł do ganku, gdzie siedział Niechludow, i powichrzył mu włosy. Padła jedna kropla deszczu, potem druga, zadudniło po liściach łopuchu i po blaszanym dachu, i powietrze zrobiło się świeże; wszystko przycichło na chwilę, gdy nagle trzasło coś przeraźliwie nad samą głowa i rozsypało się w pojedyńczych dźwiękach po niebie.
Niechludow wstał i wszedł do pokoju.
Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/300
Ta strona została przepisana.