Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/302

Ta strona została przepisana.

wie opierał się temu chłop, dymisyonowany sołdat, trzymając uparcie przed sobą podarty kaszkiet. Ale kiedy stary, siwy chłop z długą wijącą się w pukle brodą, nałożył wysoką czapkę, podwinął sukmanę z domowego samodziału i siadł na ławkę, wszyscy poszli za jego przykładem.
Kiedy wszyscy zajęli miejsca, Niechludow siadł naprzeciw i położywszy na stole arkusz papieru z naszkicowanym projektem, zaczął chłopom całą rzecz tłomaczyć.
Wykład prowadził spokojnie, zwracając się szczególniej do siwego, barczystego chłopa, o którym powziął przekonanie, że najlepiej pojąć go potrafi. Ale omyliły go nadzieje. Starzec, choć poruszał głową potakująco i niecierpliwił się, gdy drudzy czynili uwagi, mało rzecz rozumiał, i to tylko wtenczas, gdy inni chłopi wyrażali ją właściwą sobie gwarą.
Daleko lepiej kombinował siedzący obok zdun, równie stary, drobny, z krzywem jednem okiem, ubrany w nankinową łataną kurtkę i wykrzywione buty. Patrzył bystro i natychmiast tłómaczył innym, co po swojemu wyrozumiał. Trzeci krępy, stary, z białą brodą i rozumnemi oczyma, równie był sprytny i żartobliwy. Więc wtrącał od czasu do czasu humorystyczne uwagi nad słowami Niechludowa i bawił się tem najwidoczniej.
Najlepiej pojmował wysoki chłop, ubrany czysto w domowej roboty kurtę i nowe łapcie. Dwóch pozostałych staruszków, jeden, co wczoraj wszystkiemu przeczył, i drugi kulawy z dobroduszną twarzą, milcząc, słuchali uważnie.
Niechludow mówił co następuje:
— Ziemi nie należy wedle mojego rozumienia ani sprzedawać, ani kupować, bo jeśliby można sprzedawać, to ci wszyscy, co mają pieniądze, zakupią ziemię, i wtedy od tych, co zie-