i przyszli oświadczyć w imieniu gromady, że gotowi są do układu.
Na decyzyę taką wpłynęło stanowczo zdanie pewnej staruszki, że pan zaczął o grzesznej duszy myśleć, i daje chłopom ziemię, aby duszę zbawić.
Zdanie to potwierdzały hojne jałmużny, jakie dziedzic porozdawał w Panowie.
Skoro wieść rozeszła się, że pan daje pieniądze każdemu, kto poprosi, zebrał się tłum narodu, osobliwie bab, co dążyły z różnych stron z prośbami. Nie wiadomo było, co komu dać, oraz ile dać, natarczywość rosła. Jedynym środkiem, jaki pozostawał, było wyjechać czemprędzej. Niechludow więc postanowił to uczynić.
Ostatniego dnia pobytu w Panowie zaczął Niechludow przepatrywać pozostałe rzeczy. W kuferku ciotki starym z różanego drzewa, okutym bronzami, znalazł fotografię przedstawiającą grupę, w której były obie ciotki, Kasia, i on sam, jako student jeszcze. Ze wszystkich rzeczy zabrał tylko listy i fotografię. Kasia była tutaj jako młoda dziewczynka, skromna, świeża, urodziwa, pełna wesela i uroku.
Resztę rzeczy sprzedał za pośrednictwem wiecznie uśmiechniętego rządcy miejscowemu młynarzowi, który zakupił dom na rozbiórkę, i wszystkie meble.
Dziwił się obecnie temu uczuciu żalu, po rozdaniu ziemi, jakiego doświadczył w Kuźmieńsku. Dziś przeciwnie, duszę jego napełniała radość, a także wrażenie czegoś nowego, niewidzianego, jakiego doznaje podróżnik, odkrywający nowe światy.