oskarżać, sądzić, wysyłać do katorgi, kogo pan chcesz. Ja zawsze mówię do członków sądu, że czuję dla nich wdzięczność, bo gdyby nie ich. przyrodzona dobroć, wszyscybyśmy gnili w więzieniu. A każdego z nas pozbawić praw i wysłać do miejsc mniej oddalonych, to rzecz niezmiernie łatwa i prosta.
— Jeśli więc wszystko zależy od samowoli prokuratora, od osobników, mogących zastosować lub nie zastosować literę prawa — po jakiegoż licha sądy?
Adwokat śmiał się do rozpuku.
— Panie, cudowne pan stawia zapytanie! To, proszę pana, filozofia! Można i o tem gadać. Przyjedź pan w sobotę. Spotka pan u mnie uczonych, literatów, artystów. Wtedy pogadamy o „zadaniach ogólnych” i „kwestyach społecznych” — rzekł adwokat, ze szczególnie ironicznym patosem wymawiając „ogólne zadania.“ — Pan moją żonę zna. Więc proszę bardzo. W sobotę.
— Będę się starał — rzekł Niechludow, myśląc w duchu, że jeżeli o co będzie się starał, to o to, ażeby nie być u adwokata na zebraniu uczonych, literatów i artystów, i nie słuchać rozpraw na temat ogólnych zadań i celów społecznych. Śmiech, z jakim przyjął adwokat słowa Niechludowa o powołaniu i znaczeniu sądów, ton, z jakim mówił „o filozofii“ i „kwestyach społecznych“, dał mu już wyobrażenie, jak pojmują ludzie tej sfery, stanowisko i zadania obywatelskie. Dosyć miał takiego świata i takich ludzi i takich pojęć, jakie Szenböck głosił i jemu podobni. Ale nie ciągnęło go nic i obcym mu był ten krąg społeczny, w którym obracał się adwokat i jego przyjaciele.