Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/322

Ta strona została przepisana.
XIV.

W Petersburgu Niechludow miał do załatwienia kilka interesów. Najpierw podać prośbę Hasłowej do senatu, dalej sprawę Teodozyi Biriukowej w komitecie próśb, następnie uwolnienie Szustowej, a nareszcie wyrobienie pozwolenia na zobaczenie się matki z synem uwięzionym w fortecy, o co prosiła go również Wiara Bogoduchowska.
Niechludow, poznawszy obecnie lepiej stosunki wiejskie, przyjrzawszy się tylu niedolom ludzkim, czuł wstręt do tego świata wyzyskującego na korzyść garści leniwców i rozpustników pracę i łzy milionów żyjących w trudzie ciężkim, a jeszcze cięższej niewoli i niedoli. Pogardzał życiem tych jednostek, życiem występnem i okrutnem.
A przecież do tego zaklętego koła ciągnęły go nazwy czajenia z przeszłości, ciągnęły związki rodzinne i towarzyskie, a co najważniejsze, że aby pomódz i Kasi i wszystkim, co cierpieli niewinnie, trzeba było prosić łaski i poparcia u ludzi tej sfery, których nietylko szanować nie mógł, ale na których oburzał się i pogardzał nimi.
W Petersburgu zajechał do ciotki swej hrabiny Czarskiej, żony byłego ministra, a tem samem trafił w samo serce arystokratycznego świata.
Nie było to przyjemnem, ale inaczej zrobić było niepodobna. Stojąc w hotelu, byłby obraził ciotkę.
Zresztą ciotka miała rozległe stosunki i mogła mu być wielce pożyteczną.
— Cuda o tobie słyszę — mówiła hrabina, częstując go kawą zaraz skoro przyjechał. —