Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/353

Ta strona została przepisana.

— Mówiłem pani, że zrobię.
— Baronie, na miłość Boską!... ratuj matkę!
Chwyciła go za rękę i całować zaczęła.
— Wszystko będzie zrobione.
Niechludow po wyjściu damy żegnać się zaczął.
— Zrobi się, trzeba porozumieć się z ministeryum sprawiedliwości.
Niechludow wyszedł do kancelaryi.
Osobą, od której w Petersburgu zależały losy więźniów, był stary generał, pochodzący z niemieckich baronów. Posiadał masę orderów, ale nosił tylko biały krzyż w pętlicy. Był sam wysłużonym, ale zarazem i mózg wypowiedział mu służbę. Był najpierw na Kaukazie, następnie w Królestwie Polskiem i jeszcze gdzieś, i za zasługi otrzymał miejsce, dające porządną kwaterę, dobrą pensyę i wysokie stanowisko. Wypełniał ściśle polecenia władzy wyższej i olbrzymią przywiązywał wagę do tych poleceń. Uważał przeto, że nic na świecie niema ważniejszego nad owe przepisy i rozporządzenia.
W chwili, kiedy Niechludow podjeżdżał do kwatery starego generała, zegar wieżowy wygrał kuranta „Kol sławen Boh” i wybiła druga godzina.
Stary genereł siedział właśnie w salonie z młodym człowiekiem, artystą, bratem jednego z urzędników i kręcił na inkrustowanym stoliku spodek od fiiliżanki, pod którym leżał biały arkusz papieru z wypisanem abecadłem.
Cienkie, białe, delikatne palce artysty wsunięte były między chude, szorstkie, pomarszczone i skostniałe w stawach palce generała. Posuwały te zespolono ręce spodeczek po papierze, a spodek miał odpowiedzieć na pytanie, jak będą poznawać się duchy po śmierci.
W chwili, kiedy jeden z deńszczyków od-