Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/379

Ta strona została przepisana.

Siostra mnie tak prosiła. Jest u nas. Tędy proszę, tędy — mówiła Szustowa, prowadząc Niechludowa przez wązkie drzwi i ciemny korytarz i po drodze poprawiając to uniesioną suknię, to włosy.
— Siostra moja, Korniłowa, książę może słyszał, także była zamieszana. Bardzo rozumna kobieta!
Otworzywszy drzwi z korytarza, Szustowa wprowadziła księcia do niewielkiego pokoiku, gdzie koło stołu na małej sofce siedziała średniego wzrostu, dosyć pełna, młoda dziewczyna, w płóciennym w paski kaftaniku, z bujnemi, kędzierzawemi blond włosami, które okalały jej matowo-białą okrągłą twarzyczkę. Naprzeciw niej siedział pochylony naprzód, w wyszywanej małorosyjskiej koszuli, młody człowiek, z czarnemi wąsikami i bródką. Oboje byli tak zajęci rozmową, że dopiero wtenczas spostrzegli Niechludowa, gdy już wszedł do pokoju.
— Lida... książę Niechludow... — przemówiła matka. — Ten właśnie...
Blada dziewczyna drgnęła nerwowo, poprawiając wymykające się z za ucha pasmo włosów i zwracając wystraszone, duże, szare oczy na wchodzącego.
— To pani jesteś tą niebezpieczną kobieta, za którą wstawiała się Wiara Efremowna — rzekł z uśmiechem Niechludow, podając rękę.
— Tak, to ja jestem — odrzekła Lidya i uśmiechnęła się dobrym, dziecinnym uśmiechem, ukazując prześliczne, białe zęby. — Ciocia pragnęła koniecznie widzieć się z panem. Ciociu! — zawołała przyjemnym, łagodnym głosem, zwracając się do drzwi bocznych.
— Wiara Efremowna była niezmiernie zmartwiona aresztowaniem pani — rzekł Niechludow.