Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/382

Ta strona została przepisana.

— Nie mów tego — rzekła ciotka.
— Ciociu, niech ciocia nie przoszkadza! I nie przestając, ciągnęła się ciągle za pasmo włosów i oglądała wokoło niespokojnie. — I niech sobie pan wyobrazi nazajutrz zawiadamiają mnie przez pukanie w ścianę, że Mitina aresztowano. Więc myślę sobie — wydałam. I tak mnie to zaczęło trapić, tak zaczęło mordować, że małom co zmysłów nie straciła.
— I okazało się, że zupełnie nie z twojej przyczyny wzięto go — rzekła ciotka.
— Tak... ale ja o tem nie wiedziałam. Myślę i ciągle myślę — zdradziłam go. Chodzę, chodzę od ściany do ściany i nie mogę nie myśleć. Myślę... zdradziłam. Położę się, okryję głowę i coś mi szepcze do ucha — wydałaś! wydałaś! Mitina wydałaś! Mitina wydałaś! Wiem, że to halucyanacya, a nie mogę nie słuchać.
— Chcę zasnąć, sen odbiego. Chcę nie myśleć, także nie mogę.
— To tak okropne! — mówiła Lidya, niepokojąc się coraz więcej i motając na palec pasmo włosów, i znów odwijając, i ciągle patrząc na wszystkie strony.
— Lidziu, uspokój się — mówiła matka, dotykając się ramienia dziewczyny.
Ale Lidka nie mogła się powstrzymać.
— To dlatego takie straszne — zaczęła — ale nie dokończywszy, załkała — zerwała się z sofki i zawadziwszy o krzeszło, wybiegła z pokoju. Matka poszła za nią, ale powróciła wkrótce, mówiąc, że Lidka rozstroiła się bardzo i już się nie pokaże.
— I za co zwichnięte życie to młode? — rzekła ciotka. Mnie bolesne to tem więcej, że sama byłam mimowolną przyczyną.
— Z pomocą Boską poprawi się na wsi, na świeżem powietrzu — odeślemy ją do ojca.