Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/387

Ta strona została przepisana.

— Wstrętnem jest to ludzkie zwierzę — myślal — ale jeśli patrzysz na tę zwierzęcość bez osłony, to z duchowego punktu życia swojego, możesz nią gardzić. Upadłeś, albo oparłeś się, zostajesz zawsze tem, czem byłeś. Ale kiedy to zwierzę kryje się pod rzekomo estetyczną i poetyczną formą i pragnie czci dla siebie, wtedy czyniąc Bogiem to zwierzę, przepadasz w niem, roztapiasz się, nie. rozeznając już złego od dobrego. Wtedy to straszne.
A jak ta noc nie niosła z sobą uspokajającej ciemności i ciszy, lecz panowało jakieś dziwne półświatło, niewiadomo z jakiego źródła pochodzące tak w duszy Niechludowa nie było ciemni nieświadomości, dającej spokój bez wiedzy. Wszystko było jasne. Jasnem było, że to, co świat uznaje za dobre i potrzebne, że to wszystko nic nie warte, i ten przepych kryje tylko przestępstwa stare, wszystkim wspólne, nietylko bezkarne, ale tryumfujące, otoczone i zdobne tym przepychem, na jaki stać zwyrodnioną myśl ludzką.
Niechludow chciał zapomnieć o tem, nie widzieć tego, ale nie mógł. Choć nie widział źródła tego światła, przy którem to wszystko oglądał, choć nie wiedział źródła tego światła zalewającego Petersburg i choć to światło było mgliste, smutne i nienaturalne, nie mógł zaprzeczyć, że w tem oświetleniu, było w tej chwili i coś takiego, co miało i wesele i trwogę.
Powróciwszy do Moskwy, Niechludow najpierw pojechał do szpitala więziennego, aby zawiadomić Masłowę o przegranej sprawie w senacie, i że trzeba jej się przygotować na transport do Syberyi.
Na prośbę, podaną na imię Najwyższe, mało można było liczyć. Zresztą nawet myśleć o tem nie pragnął, zajęty wyjazdem na Sybir