Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/389

Ta strona została przepisana.

stroju. Konszachty z felczerem, tak, konszachty takie, to jej rzecz... A mojem zadaniem postępować tak, jak nakazuje sumienie.
— Sumienie zaś moje żąda, abym odkupił grzech, żebym się poświęcił, ożenił z nią, choćby fikcyjnie tylko, i poszedł za nią tam, gdzie ona pójdzie.
I wyrzekł te słowa z uporem zaciętym, a wyszedłszy ze szpitala pewnym krokiem, podążył do bramy więziennej. Podszedłszy do bramy, poprosił dyżurnego, aby zawiadomił intendenta o tem, że pragnie zobaczyć Masłowę. Dyżurny znał Niechludowa, przeto jako znajomemu zakomunikował wiadomość, że dawny intendent wziął dymisyę, a na miejsce jego przybył nowy, bardzo surowy naczelnik.
— Ogromna teraz surowość, nieszczęście — mówił dozorca. — Naczelnik jest teraz tu, zaraz dadzą znać...
Rzeczywiście intendent był w więzieniu i zaraz wyszedł do Niechludowa. Nowy intendent był wysoki, kościsty, z wydatnemi policzkami, powolny w ruchach i posępny.
— Odwiedziny dozwolone są w dnie oznaczone w sali ogólnej — rzekł, nie patrząc na Niechludowa.
— Ale ja muszę dać do podpisu prośbę na imię Najwyższe.
— Może pan mnie ją oddać.
— Chciałbym osobiście widzieć się z aresztantką. Zawsze mi pozwalano.
— Tak było przedtem — rzekł intendent, spojrzawszy przelotnie na Niechludowa.
— Mam pozwolenie od gubernatora — rzekł tenże, wyjmując pugilares.
— Proszę dać — nie patrząc w oczy, rzekł intendent, i przeczytawszy uważnie podany pa-