Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/392

Ta strona została przepisana.

Więc i sam winnym się uczuł i pożałował...
Podpisawszy prośbę i obtarłszy zawalany atramentem palec o spódnicę, wstała i spojrzała na niego.
— Co się ma stać i coby się stało, ja mojego postanowienia zmienić nie chcę — rzekł Niechludow.
Sama myśl, że jej przebacza, zwiększała jeszcze uczucie żalu i delikatności dla niej. Chciał ją pocieszyć.
— Co mówiłem — zrobię. Gdziekolwiek wyślą panią — będę z tobą.
— Daremnie... — przerwała mu szybko z niezwykłem ożywieniem.
— Proszę przypomnieć sobie, co potrzeba na drogę.
— Zdaje się, że nic nadzwyczajnego. Dziękuję serdecznie.
Intendent zbliżył się ku nim i Niechludow, nie czekając na jego uwagę, pożegnał się i wyszedł.
I w duszy jego zagościła bezbrzeżna radość,
— Niechaj robi, co chce, niech postępuje jak najgorzej — myślał — ja ją kocham nie dla siebie, ale dla Boga i dla niej.
A owe konszachty z felczerem zależały na tem, że Masłowa, poszedłszy do apteki po ziółka pektoralne, spotkała się w aptece z felczerem.
Już oddawna zaczepiał ją bezustanku. Więc kiedy w aptece pochwycił ją w ramiona, odepchnęła tego brzydala z twarzą pełną pryszczy, tak silnie, że potoczył się na szafę i rozbił dwa słoiki, stojące na półce. Właśnie w tej chwili przechodził korytarzem starszy lekarz i posłyszał brzęk tłuczonego szkła. Zobaczywszy wy-