Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/408

Ta strona została przepisana.

Ignacy Nikiforowicz czuł, że Niechludow potępia całą jego działalność i chciał przekonać go o tem, że niema racyi.
Niechludow przeciwnie, złościł się, że ten ograniczony człowiek wtrąca się do jego interesów osobistych, i uważa za mądre, logiczne i uprawnione to wszystko, co jest nieuczciwem i pozbawionem zdrowego sensu. Ta zarozumiałość drażniła go nadzwyczajnie.
— Jakżeby sąd postąpił w takim razie?
— Zasądziłby jednego z pojedynkujących do katorgi, jako zwyczajnego zabójcę.
— I nacóżby się to przydało?
— Sprawiedliwość zostałaby wymierzoną.
— Alboż to sprawiedliwość jest celem sądowej działalności?
— Więc cóż innego?
— Podtrzymywanie interesów kastowych. Sąd jest tylko wygodnem narzędziem utrzymania obecnego stanu rzeczy.
— To zupełnie nowy pogląd — ze spokojnym uśmiechem rzekł Ignacy Nikiforowicz. — Zwykle przypisujemy sądowi zupełnie inne stanowisko i znaczenie.
— To w teoryi tylko, w praktyce ja widziałem inaczej. Sąd pragnie utrzymać obecny stan społeczeństwa, więc ściga i kara tych, co stają wyżej przeciętnego poziomu społecznego i chcą ogół podnieść do siebie, jak i tych, co stają niżej przeciętnego poziomu.
— Nie zgadzam się na zdanie, iż przestępcy są karani za to, że wyżej stoją od ogółu moralnie. Po większej części to odskoki społeczne, równie zwyrodnione, tylko nieco inaczej, niż owe typy występne, które pan uważa za stojące niżej moralnie od drugich.
— Znam ludzi daleko więcej wartych, niż ich sędziowie.