Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/412

Ta strona została przepisana.

przynajmniej zdaje. Boję się, nie śmiem wierzyć, ale coś się w niej dzieje.”
Kilka wierszy dalej było:
„Przeżyłem dni ciężkie, a potem i dni radosne. Przekonałem się, że ona, Kasia, w szpitalu źle się prowadziła. I zrobiło mi się smutno na świecie i ciężko, ach jak ciężko i źle. Mówiłem z nią, a słowa moje były pełne nienawiści i pogardy dla niej, gdy nagle zaszło coś dziwnego, wspomniałem na moje własne postępowanie, czy jest bez zarzutu, czy ja nie popełniam tych samych błędów, które wytykam Kasi, i zrobiło mi się jej żal, uczułem pogardę dla siebie i z tem uczuciem było mi bardzo dobrze. Żebyśmy tylko zawsze w podobnych chwilach uznawali nasze własne błędy, na świecie byłoby lepiej.“
Na ostatniej kartce widniało:
„Byłem u Kasi w złem usposobieniu, i zły dla niej, pozostało nam obojgu przykre uczucie, ciężkie i przygnębiające. Cóż na to zrobić? Od jutra zacznę nowe życie, inne. Żegnaj mi tamto dawne. Dużo zebrało się wrażeń, ale nie mogę sobie jeszcze wszystkiego ułożyć.“
Nazajutrz obudziwszy się, pierwszą myślą Niechludowa było rozpamiętywanie o zajściu, jakie miał ze swoim szwagrem.
— Tak wyjechać nie można — pomyślał — trzeba jeszcze tam wpaść, zajrzeć.
Lecz spojrzawszy na zegarek, uznał, że teraz już jest za późno i że trzeba się śpieszyć, ażeby się nie spóźnić na wyjście partyi. Spakował się śpiesznie i posłał rzeczy wprost na dworzec, pod opiekę szwajcara i Tarasa, męża Fiedosi, który miał mu towarzyszyć w podróży. Niechludow wsiadł w pierwszą lepszą dorożkę i kazał się wieźć przed więzienie. Aresztancki pociąg wychodził o dwie godziny wcześniej