Niegrzecznie — ale nie mogę pisać. Wszystko jedno, zobaczę się z nią wkrótce, pomyślał i poszedł się ubrać.
Skoro wyszedł ubrany na ganek, znajomy dorożkarz na gumach już czekał.
— Wczoraj, jak tylko pan wyjechał od księcia Korczagina — mówił dorożkarz, zwracając do połowy gruby opalony kark w białym kołnierzu koszuli, i ja przyjechałem zaraz, a szwajcar powiada: „ot dopierutko co pan poszedł.” „Już dorożkarze wiedzą o moich stosunkach z Korczaginami” — pomyślał Niechludow — i nierozwiązane pytanie, co zajmowało jego umysł w czasach ostatnich, pytanie: żenić się, czy nie żenić z Korczaginą — znów stanęło przed nim, a on, jak na wiele innych pytań zajmujących go w tej dobie, ani tak, ani inaczej odpowiedzieć nie umiał. Za małżeństwem przemawiało najpierw to, że małżeństwo, prócz słodyczy domowego ogniska, dawało możność prowadzenia moralnego żywota, gdyż nie rozumiał inaczej familijnego życia, a następnie, co najważniejsza, to nadzieja, że rodzina i dzieci dadzą jakiś cel w życiu, które obecnie było bez treści.
Przeciw małżeństwu występował najpierw właściwy wszystkim podżyłym kawalerom strach utracenia swobody, i jakiś lęk bezwiedny wobec zagadkowej i tajemniczej natury kobiecej.
Za małżeństwem z Missi w szczególności (Korczaginej było na imię Marya i, jak to zwykle dzieje się w rodzinach pewnej sfery, dano jej przezwisko) przemawiało najpierw to, że była rasową, i że wszystkiem, poczynając od ubrania i sposobu mówienia, chodem, śmiechem i t. p., wyróżniała się od ludzi pospolitych. Nie było to czemś wyjątkowem, ale „poprawnością.” Nie mógł Niechludow określić ściślej jej swoistych zalet, ale ją cenił bardzo wysoko. Prócz tego Missi wię-
Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/42
Ta strona została przepisana.