jaśnić nie umiem — odezwał się doktór i obciągnąwszy gwałtownym ruchem spodnie, zwrócił się do tapczanów z chorymi.
— Ńo, jak się miewasz? — spytał bladego, skrzywionego człowieczynę, z obwiązaną szyją.
Waryat zaś siedział na swoim tapczanie i paląc papierosa, spluwał raz po raz w ślad za doktorem.
Niechludow zszedł na dół, na podwórze, koło koni straży ogniowej, i minąwszy naczelnika w bramie, w błyszczącym kasku, zbudził drzemiącego dorożkarza, siadł i kazał się wieźć na stacyę.
Gdy Niechludow przyjechał na stacyę, wszyscy aresztanci siedzieli już w wagonach za okratowanemi oknami. Na platformie stała gromadka ludzi odprowadzających, lecz nie puszczano ich do wagonów. Konwojowa straż była czemś mocno zajęta.
W drodze z więzienia do stacyi padło i umarło z porażenia słonecznego, prócz tych dwóch, których widział Niechludow, jeszcze trzech aresztantów. Jednego odstawiono tam, gdzie i dwóch poprzednich, do najbliższego cyrkułu, a dwaj umarli już tu na stacyi[1].
Konwojowi zakłopotani byli nie tem, że pod ich strażą umarło pięciu ludzi, którzy mogli byli żyć jeszcze. To ich nie obchodziło zu-
- ↑ W początku 80 roku pięciu aresztantów umarło jednego dnia od porażenia słonecznego podczas, gdy przeprowadzano ich z zamku Butyrskiego na stacyę w Niżnim-Nowogrodzie.