całem towarzystwom, ażeby nie żegnać się po raz drugi, zatrzymał się więc nie dochodząc do drzwi dworca i czekając, aż przejdzie cale towarzystwo. Księżna z synem, Missi, doktór i panna służąca podążyli spiesznie pierwsi, zaś stary książę z siostrą żony został się nieco za nimi i Niechludow, nie podchodząc blizko, słyszał tylko pojedyńcze zdania z rozmowy, prowadzonej po francusku. Jedno z tych zdań, wypowiedziane przez księcia, jak to często bywa, utkwiło w pamięci Niechludowa, ze wszystkiemi intonacyami i dźwiękami głosu:
— Oh, il est du vrai grand monde, du vrai grand monde — mówił o kimś książę swoim dobitnym, pewnym głosem, i w towarzystwie siostry, przeprowadzony przez konduktorów, wszedł w drzwi stacyi.
W tejże samej chwili z za rogu dworca wyszła cała gromada robotników w łapciach i półszubkach, z workami na plecach. Robotnicy, stąpając cicho i drobno, podeszli do pierwszego z brzegu wagonu i chcieli wejść do wnętrza, lecz byli zaraz odpędzeni przez konduktora. Nie zatrzymując się, robotnicy podążyli śpiesznie, następując sobie na nogi, do drugiego wagonu i zaczęli się czepiać drzwi i poręczy, aby wejść prędzej. Konduktor, stojący w drzwiach stacyi, zobaczywszy ich zamiary, krzyknął surowo. Robotnicy opuścili wagon pośpiesznie i znów drobnemi krokami posunęli się dalej do następnego wagonu, to jest do tego, gdzie siedział Niechludow. Konduktor krzyknął na nich raz jeszcze. Zatrzymali się niepewni, chcąc się cofnąć i nie wiedząc, co czynić, ale Niechludow oznajmił im, że miejsca w wagonie jest dosyć i że mogą pozostać. Usłuchali go, a on wszedł za nimi. Robotnicy zaczęli już rozmieszczać swe rzeczy, ale
Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/458
Ta strona została przepisana.