Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/477

Ta strona została przepisana.

stwa, toć uczucie godne każdej dzielnej młodzieńczej duszy.
Poznawszy ich bliżej, przekonał się Niechludow, że ludzie to byli, jak i wszyscy inni, z tą różnicą, że jeżeli który przerósł przeciętny poziom zwykłych zjadaczy chleba, przerósł go o wiele, jeżeli zaś nie dorósł do przeciętnego poziomu, był też o wiele od ogółu mierniejszym. Były to często jednostki kłamliwe, pozujące, zarozumiałe i aroganckie, tak, że dla wielu swych nowych znajomych był Niechludow obojętnym, kilku zaś szczerze pokochał.
Przywiązał się szczególnie do niejakiego Krylcewa, młodego suchotnika, który z partyą Kasi szedł do katorgi. Poznali się w Ekaterynburgu, potem widział go Niechludow kilka razy i rozmawiał z nim. Kiedyś, w lecie, na etapie, po dwudniowej wędrówce w czasie odpoczynku spędził z nim prawie cały dzień.
Rozgadawszy się, opowiedział mu Krylcew swoją historyę. Krótka to była ta historya. Ojciec Krylcewa, bogaty obywatel z gubernij południowych, odumarł go dzieckiem jeszcze. Był jedynakiem i wychowywała go matka. Uczył się dobrze i w gimnazyum, i uniwersytecie, który ukończył z odznaczeniem ze stopniem kandydata wydziału matematycznego. Proponowano mu, aby pozostał przy uniwersytecie i wyjechał za granicę na koszt rządu. Ale nie mógł się na to zdecydować. Poznał młodą dziewczynę, którą pokochał. Marzył o żeniaczce i o pracy na roli. Pragnął wszystkiego, a na nic się jakoś nie decydował. W tym czasie zażądali od niego uniwersyteccy koledzy pieniędzy na sprawę społeczną. Wiedział, co to była za sprawa, lecz wtedy nie interesował się tem zupełnie. Pieniądze dał przez poczucie koleżeństwa i nie chcąc uchodzić za tchórza. Ci, co wzięli pienią-