ale i żołnierza na warcie, i zwrócił się do Niechludowa.
— Cóż, może traficie napowrót sami? Nie zabłądzicie?
— Znajdę, znajdę.
— Gdy dojdziecie do cerkwi, za dwupiętrowym domem to drugi dom na prawo. A tu macie kijek — rzekł, podając Niechludowowi ogromny, dłuższy od człowieka kij, z którym przyszedł.
Zakłapały olbrzymie buty i chłopak znikł w ciemności razem z kobietami.
Głos jego, przerywany glosami kobiet, dolatywał jeszcze przez mgłę, gdy znów zaskrzypiały wrota i ukazał się starszy, wołając Niechludowa do oficera.
Półetap urządzony był tak, jak wszystkie etapy i półetapy syberyjskie, w dziedzińcu, ogrodzonym zaostrzonemi, drewnianemi żerdziami. Domów mieszkalnych, parterowych było trzy. W jednym, największym, pomieszczono aresztantów, w drugim konwojową komendę, w trzecim zaś oficera i kancelaryę. W oknach wszystkich trzech domów, jak zwykle, paliły się światła, łudząc pozorem, że wewnątrz jest ciepło, wygodnie, przytulnie i dobrze.
Przed gankiem paliły się latarnie i wzdłuż ścian pięć zapalonych latarni oświetlało dziedziniec. Po kładce przeprowadził podoficer Niechludowa do najmniejszego domku Po trzech schodach wszedł na ganek i wprowadził go do przedpokoju, oświetlonego lampką i napełnionego kopciem i czadem. Przy piecu stał żołnierz