Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/482

Ta strona została przepisana.

w grubej koszuli, halsztuku, czarnych spodniach, w jednym bucie z żółtą cholewą.
Pochylony nad samowarem, rozdmuchiwał w nim węgle drugim butem.
Gdy zobaczył Niechludowa, zostawił samowar, zdjął z gwoździa na ścianie szynel i poszedł do pokoju.
— Przyszedł, wielmożny panie.
— Więc proś go — rzekł jakiś głos gniewliwy.
— Wejdźcie — powiedział żołnierz i wrócił do samowaru.
W drugim pokoju paliła się wisząca lampa. Na stole stały jeszcze resztki obiadu i dwie butelki. Przy stole siedział oficer, w obcisłej kurtce austryackiej, przylegającej do pleców i szerokich piersi. Twarz miał czerwoną i długie, jasne wąsy.
W ciepłym pokoju unosiły się kłęby dymu i czuć było mocne, lichego gatunku perfumy. Oficer, zobaczywszy wchodzącego Niechludowa, uniósł się z krzesła i obrzucił go drwiącem, podejrzliwem spojrzeniem.
— Czego pan sobie życzy? — i nie czekając odpowiedzi, wrzasnął: — Bernawo, samowar! Cóż, kiedy będzie?
— Zaraz.
— Dam ja ci zaraz, popamiętasz! — zawołał oficer z pałającemi oczyma.
— Niosę już — krzyknął żołnierz i wszedł z samowarem.
Niechludow zaczekał, póki żołnierz nie postawił samowaru, a oficer wodził za nim swemi małemi, złośliwemi oczami, jakby szukając miejca, gdzieby uderzyć.
Kiedy samowar był postawiony, oficer zaparzył herbatę, następnie z czworograniastego