ciężko. Mówią o nas ogólnie, te konwojowy oficer musi być człowiekiem ordynarnym, niewykształconym, a nie pomyślą, te ten człowiek może do czego innego był stworzonym.
W Niechludowie budziły odrazę czerwona twarz oficera, jego pierścień, perfumy, a zwłaszcza niemiły śmiech. Lecz teraz, jak podczas całej podróży, był w tem poważnem, współczującem usposobieniu, które nie pozwalało mu lekkomyślnie i pogardliwie sądzić człowieka. Uważał, że z każdym musi rozmawiać się szczerze, tak przynajmniej pojmował obecnie swój stosunek dla drugich. Oficera wysłuchał, zrozumiał nastrój jego duszy i poważnie rzekł:
— W waszem położeniu, panie oficerze, można znaleźć pociechę, łagodząe ludzkie cierpienia.
— Jakież to są te ich cierpienia? Wszak to już naród taki.
— Alboż to szczególny naród? Taki, jak wszyscy. Są wśród nich i niewinni.
— Ma się rozumieć, bywa różnie, ma się rozumieć. Litujesz się. Drudzy nie pofolgują w niczem; ja, jak mogę, staram się im ulżyć. Sam wolę cierpieć, byle ich obronić. Drudzy za byle co przepisami karzą, ja się lituję. Pozwoli pan? Bardzo proszę — i nalał Niechludowowi drugą szklankę herbaty. — A czem ona jest, ta kobieta, którą pan pragniesz widzieć? — zapytał.
— Jest to nieszczęśliwa. Niesprawiedliwie oskarżyli ją o otrucie, a to bardzo dobra kobieta — powiedział Niechludow.
Oficer pokiwał głową.
— Bywa i to. W Kazaniu, powiem panu, była jedna, nazywała się Emma, pochodzenia węgierskiego, a oczy, prawdziwie perskie — mówił dalej, i nie mógł nie uśmiechnąć się na to
Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/484
Ta strona została przepisana.