Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/515

Ta strona została przepisana.

Jeżeli taki dobry człowiek, niczem z Kasią nie związany, chciał los swój połączyć z jej losem, to ofiara Niechludowa nie była znów tak wielką. Być może, przyłączyło się do innych uczuć i poziome uczucie zazdrości. Przyzwyczaił się już do miłości Kasinej, nie mógł zrozumieć, aby ona kogo innego pokochać mogła. Burzył się plan cały, sypał w gruzy tak mozolnie stawiany gmach wspólnego pożycia i szczęścia. Postanowił przecież żyć obok niej, dopóki karę odbywać będzie. Jeśliby ona wyszła za Simonsona, jego obecność staje się zbyteczną. Więc znów musiałby tworzyć nowy plan życia dla siebie. To rzecz nowa i niespodziewana. Nie zdążył określić jeszcze swych uczuć, gdy przez otwarte drzwi doleciał go jeszcze głośniejszy krzyk aresztantów (coś nadzwyczajnego działo się dziś u nich) i do izby weszła Kasia.
Zbliżyła się do niego szybko.
— Marya Pawłowna przysłała mnie tu — powiedziała, stając przy nim.
— Tak, chciałbym pomówić. Ale proszę usiąść. Włodzimierz Iwanowicz mówił ze mną.
Kasia usiadła, złożyła ręce na kolanach i wydawała się spokojną. Ale usłyszawszy wymówione nazwisko Simonsona, oblała się szkarłatem.
— Cóż on panu mówił? — spytała.
— Powiedział mi, że pragnie żenić się z tobą.
Twarz jej ściągnęła się kurczowo z wyrazem głębokiego cierpienia, nie odpowiadała jednak nic, tylko spuściła oczy.
— Prosił o moje zezwolenie lub radę. Powiedziałem, że wszystko zależy od ciebie, żeś ty powinna zdecydować.
— Ja? Dlaczego? Po co? — i spojrzała Kasia w oczy Niechludowa tym dziwnym, pytają-