Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/517

Ta strona została przepisana.

Petlina i starali dociec przyczyny samobójstwa Niewierowa.
Krylcew milczał z wyrazem skupienia w twarzy, a jego nieruchome, błyszczące oczy patrzyły przed siebie.
— Mąż mi mówił, że Niewierow i dawniej miewał widzenia — powiedziała Rancewa.
— Tak, poeta, marzyciel, tacy ludzie nie wytrzymują samotności w więzieniu — rzekł Nowodworow. — Ja, gdy bywałem skazany na odosobnienie, nie pozwalałem bujać wyobraźni i systematycznie czas rozkładałem na różne zajęcia. Dlatego też zawsze zwycięzko wytrzymywałem samotność.
— A dlaczegóżby nie wytrzymać? Ja często cieszyłem się, gdy mnie zamykali — wesoło powiedział Nabatow, pragnąc widocznie rozpędzić ponury nastrój ogólny. — W innych warunkach wszystkiego się człowiek obawia i sam się naraża i innych wplącze i sprawę pokpi, a jak wsadzą do kozy, kończy się odpowiedzialność, odpocząć można. Siedzisz sobie i palisz papierosa.
— Czyś ty go dobrze znał? — spytała Marya Pawłowna niespokojnie, wpatrując się w twarz Krylcowa, która się nagle zmieniła i wyciągnęła.
— Niewierow marzyciel? — zaczął Krylcew takim ochrypłym i urywanym głosem, jakby przedtem długo krzyczał lub śpiewał.
Rumieńce wystąpiły mu na twarz, chwycił go silny napad kaszlu i krew rzuciła się ustami.
Nabatow pobiegł po śnieg, Marya Pawłowna przyniosła waleryanowe krople i podawała choremu, lecz on, zamknąwszy oczy, odpychał lekarstwo białą, wychudzoną ręką i oddychał ciężko i prędko.