Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/53

Ta strona została przepisana.

ry był jeszcze posępniejszy, bo przed samą sesyą spotkał swego szwagra, kandydata sądowego, który oświadczył mu, że widział się z siostrą, a siostra powiedziała, że obiadu nie będzie.
— No więc cóż? pójdziemy do szynczku? — żartował szwagierek.
— Nic w tem śmiesznego — rzekł ponury sędzia i stał się jeszcze więcej ponurym.
I nakoniec trzeci członek sądu, tenże sam Maciej Nikitycz, co się wiecznie spóźniał. Był to dobry, brodaty człowieczysko, z łagodnemi, w dół spuszczonemi oczyma. Chorował na katar żołądka i właśnie tegoż rana rozpoczął nowy rodzaj dyety, i ten to nowy sposób zatrzymał go dłużej w domu, niż zwykle. Teraz właśnie, wchodząc na podwyższenie, miał uwagę niezmiernie skupioną, bo zwykł był odgadywać odpowiedź na pytanie, jakie sobie zadawał. Więc umyślił sobie, że jeżeli liczba kroków odedrzwi gabinetu do krzesła da się podzielić przez trzy całkowicie, to nowy regime wyleczy go z kataru żołądka, jeżeli przeciwnie to nie wyleczy. Kroków naliczył 26, ale zrobił jeden maleńki kroczek i akurat dwudziestym siódmym doszedł do krzesła. Osobistości przewodniczącego i sędziów, skoro weszli na wzniesienie w mundurach z kołnierzami haftowanemi złotem, były nad miarę imponujące.
Oni to sami czuli, więc jakby zmieszani swą wielkością, siedli spiesznie, spuściwszy skromnie oczy na rzeźbione krzesła, w stół zielonem suknem kryty, na którym spoczywał czysty papier i świeżo zatemperowane ołówki różnej wielkości.
Razem z członkami sądu wszedł podprokurator.
I on również spiesznie, z teczką pod pachą, machając ręką, podążył na swoje miejsce przy