— Zresztą, pomyślę jeszcze. A nazwiska ich? Racz pan zapisać.
Niechludow zapisał.
— I tego zrobić nie mogę — powiedział generał Niechludowowi, skoro go prosił jeszcze o pozwolenie odwiedzenia chorego. — Ja, ma się rozumieć, nie podejrzywam pana, ale interesujesz się pan wogóle więźniami, masz pan pieniądze. U nas tu wszystko łapownicy. Gdzież ja dopilnuję człowieka o 5,000 wiorst? On tam królik u siebie. Taki sam, jak ja tutaj — i zaśmiał się wesoło. — Widywałeś się pan zapewne z politycznymi przestępcami, dawałeś pan pieniądze i wpuszczano pana? — zapytał, uśmiechając się. — Wszak prawda?
— Prawda.
— Pojmuję, że musisz pan tak postępować. Chcesz pan widzieć politycznego przestępcę. Litujesz się pan nad nim. A dozorca albo konwojowy weźmie, bo ma dwadzieścia kopiejek pensyi i rodzinę, i on nie może nie wziąć. I na jego i na pańskiem miejscu postąpiłbym tak, jak pan i on. Ale na swojem miejscu nie pozwalam sobie odstępować od prawem przepisanych prawideł dlatego właśnie, że ja jestem człowiekiem i mogę uledz uczuciu litości. A mam daną sobie władzę wykonawczą, rząd mi zaufał pod pewnemi warunkami, więc muszę temu zaufaniu czynić zadosyć. Więc inaczej postąpić nie mogę. A teraz, powiedz mi pan, co tam słychać w stolicy?
I generał zaczął wypytywać i opowiadać, chcąc widocznie jednocześnie i dowiedzieć się nowin i pokazać swoje znaczenie i zarazem poglądy humanitarne.