pu zbijecie, ale my tu w Syberyi wschodniej doskonale porządki znamy i was jeszcze nauczyć możemy.”
Kopia dekretu z własnej kancelaryi Jego Cesarskiej Mości również nie wywarła najmniejszego wrażenia. Stanowczo odmówił Niechludowowi pozwolenia. Na naiwną propozycyę Niechłudowa, że Masłowa może być oswobodzoną na mocy tej kopii, tylko się uśmiechnął pogardliwie i oświadczył, że dla oswobodzenia jakiegokolwiek więźnia musi być rozporządzenie bezpośredniej władzy. Dodał tylko, że powie Masłowej, że przyszło dla niej ułaskawienie i że jej nie zatrzyma ani godziny, gdy dostanie rozkaz od swej władzy.
O zdrowiu Krylcewa też nic powiedzieć nie chciał, mówiąc, że nie wie nawet, czy jest taki aresztant. Nie wskórawszy nic, Niechludow wsiadł do swej dorożki i powrócił do hotelu.
Niewzruszoność komendanta głównie spowodowana była tyfusem, który grasował w przepełnionem więzieniu, mieszczącem dwa razy tyle ludzi, niż można było pomieścić.
Dorożkarz, jadąc, opowiedział Niechludowowi, że w turmie moc ludzi ginie, jak muchy. Jakaś choroba na nich padła. Po dwudziestu dziennie chowają.
Pomimo nieudanej próby w areszcie, Niechludow podniecony, wesoły i czynny pojechał do kancelaryi gubernatora, dowiedzieć się, czy nie ma tam papieru o ułaskawieniu Masłowej. Papieru nie było, więc, wróciwszy do hotelu, napisał, nie zwlekając, listy do Selenina i do