Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/535

Ta strona została przepisana.

adwokata, Fanarina. Spojrzał na zegarek, czas był jechać na obiad do generała.
W drodze myślał znów o tem, jak Kasia przyjmie wiadomość o ułaskawieniu. Gdzie każą jej zamieszkać? Jak on z nią nie będzie mieszkał, co Simonson zrobi? Jaki łączy ją z nim stosunek? Stanęła mu przed oczyma ta zmiana na lepsze, jaka dokonała się w całej naturze Kasi, a takie i jej przeszłość.
— Trzeba zapomnieć o tem, wykreślić ze wspomnień — myślał i skwapliwie odpędzał wszelkie cisnące się rozumowania. — Zobaczy się — powiedział w duchu i zastanawiał się nad tem, co ma powiedzieć generałowi.
Obiad u generała urządzony był z tym przepychem, właściwym ludziom bogatym i wysokim urzędnikom, do jakiego Niechludow od urodzenia był przyzwyczajony. Wydał mu się bardzo przyjemnym po tych kilku miesiącach, w których nie miał nietylko zbytku, ale nawet zaspokojenia najskromniejszych wymagań.
Gospodyni była to wielka pani petersburska starej daty, eks-frejlina Mikołajewskiego dworu, mówiła doskonale po francusku, źle po rossyjsku. Siedziała wyprostowana, a robiąc ruchy rękoma, nie dotykała łokciem figury. Ułożenia wytwornego i spokojnego w obejściu, z mężem zachowywała wiele szacunku, choć przebijał się w tem zachowaniu tajony smutek. Dla gości była nadzwyczajnie uprzejmą, choć znać było pewne odcienie tej grzeczności, umiejętnie stosowane do osób.
Przyjęła Niechludowa, jako swojego, z tem subtelnem, niewidocznem pochlebstwem, dzięki któremu Niechludow znów dowiedział się, że ma wielkie zalety i poczuł miłe zadowolenie z samego siebie. Dala mu do zrozumienia, że wie o oryginalnym, ale uczciwym czynie, który go