Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/540

Ta strona została przepisana.

tlonym niedużą lampą z ciemnym abażurem, stały obok dwa łóżeczka, a między niemi siedziała w białej pelerynce niania z sybirską, szeroką, poczciwą twarzą. Niania wstała i ukłoniła się. Matka zaś pochyliła się nad pierwszem łóżeczkiem.
— To Kasia — mówiła — poprawiając szydełkową kołdrę na dwuletniej dziewczynce, z długiemi włosami, która spała spokojnie z otwartą buzią. — Ładna? Ma dopiero dwa lata.
— Śliczna.
— A to Wasiuk, jak go nazywa dziadek.
— Piękny chłopak — chwalił Niechludow, przyglądając się śpiącemu na brzuszku malcowi.
Matka stała i uśmiechała się z tryumfem.
Niechludow przypomniał sobie kajdany, ogolone głowy, nary, rozpustę, umierającego Krylcewa, Kasię. I zazdrość zakradła się do jego duszy i zapragnął dla siebie takiego wykwintnego, czystego, jak mu się zdawało, szczęścia.
Pochwaliwszy jeszcze kilka razy dzieci i zadowolniwszy tem chociaż w części matkę, wrócił z nią do salonu, gdzie już na niego czekał Anglik, ażeby razem jechać do więzienia. Pożegnał starszych i młodszych tak uprzejmych gospodarzy i wyszedł z Anglikiem na ganek domu generalskiego.




XXV.

Ponury, więzienny budynek z wartą i latarnią przed wrotami, sprawiał przygnębiające wrażenie, pomimo czystego, białego całunu, pokrywającego taras, podjazd, dach i ściany ostrogu.
Majestatyczny komendant wyszedł do wrót