Nie położył się zaraz, choć był zmęczony, ale długo chodził po pokoju.
Cały stosunek jego do Kasi, cała sprawa, co go tak żywo zajmowała, skończyła się. I źle się skończyła. Było coś zawstydzającego we wspomnieniu o tem. Lecz nie to go teraz dręczyło. Czekało go zadanie, inne stokroć, może ważniejsze, co nie tylko ukończonem, ale nawet rozpoczętem nie nie było. A gwałtem niejako domagało się pracy i trudów nowych, żądało czynu.
W wyobraźni jego rysowały się jaskrawię te setki, te tysiące ludzi, zamkniętych w zarażonem miazmą powietrzu; rozlegały się przekleństwa i drwiny ze słów Chrystusowych. Oczom jego przedstawiał się ów starzec, co uchodził za waryata, a pośród trupów jaśniała piękna, martwa, woskowa twarz Krylcewa, co skonał w męce ciała i w sroższej stokrć męce duszy. I dawne pytanie, kto jest szalonym: czy on, czy też ci ludzie, co siebie mają za rozumnych, a czynią źle i płodzą zło — grozę i niesprawiedliwość, z nową siłą tłoczyło mu się do duszy. I nie znajdował na zapytanie odpowiedzi. Bo jakże od powiedzieć na zarzut: Co począć ze zbydlęconymi ludźmi: czy pozostawić im swobodę, narażając ogół ludzki na groźne niebezpieczeństwo?
Zmęczony usiadł na kanapie przed lampą i machinalnie otworzył podarowaną mu przez Anglika Ewangelię, którą, wchodząc do numeru, na stole porzucił. Tu, powiadają, jest rozwiązanie wszystkiego i wielka prawdy istota. Otworzył książkę na chybił trafił i zaczął czytać Mat. R. XVIII.
Potem spojrzał na światło palącej się lampy i zdrętwiał. Duszę jego przepełniło uczu-
Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/551
Ta strona została przepisana.
XXVIII.