— Nazwisko — jak nazwisko? — pytał dalej przewodniczący.
— Po matce nazywano mnie Masławą.
— Stan?
— Mieszczanka.
— Wyznania prawosławnego?
— Prawosławnego.
— Zajęcie...
— Masłowa milczała.
— Zajęcie? — pytam. Czem zajmowała się oskarżona?
— Pan przecie wie — rzekła Masłowa i uśmiechnęła się, ale w tej chwili bystro spojrzawszy dokoła, znów patrzała prosto w twarz przewodniczącego.
Było tak coś niezwykłego i strasznego w wyrazie twarzy, coś tak żałosnego w znaczeniu wypowiedzianych słów i w tym uśmiechu, i w spojrzeniu bystrem, jakiem obrzuciła salę, że przewodniczący pochylił się, spuściwszy oczy i w sali na chwilę zaległa cisza. Ciszę tę przerwał czyjś śmiech pośród publiki. Ktoś inny syknął.
Przewodniczący podniósł głowę i pytał dalej:
— Oskarżona nie była badaną, ani karaną sądownie?
— Nie — odrzekła cicho Masłowa i westchnęła.
— Kopię aktu oskarżenia doręczono?
— Doręczono.
— Proszę usiąść.
Oskarżona uniosła spódnicę ruchem, jakim strojne damy unoszą tren sukni, i siadła, włożywszy drobne, białe ręce w rękawy płaszcza, nie spuszczając oczu z przewodniczącego.
Rozpoczęło się wyliczanie świadków, wydalanie świadków z sali, kwestya lekarza biegłego, zaproszenie tegoż lekarza do sali posie-
Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/61
Ta strona została przepisana.