Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/69

Ta strona została przepisana.

Masłowa milcząc, patrzyła w oczy przewodniczącemu.
— Proszę opowiedzieć, jak to się stało.
— Jak się stało? — zaczęła prędko mówić Masłowa. — Przyjechałam do hotelu, zaprowadzili ranie do numeru, tam był on, ale już bardzo pijany. (Z wyrazem dziwnego przerażenia w oczach wymawiała wyraz „on“). Chciałam odjechać, ale nie puścił.
Zamilkła, niby tracąc wątek opowieści, czy też myśląc o czem innem.
— No — a potem co?
— Cóż potem? Potem pobyłam czas jakiś i wróciłam do domu.
W tej chwili podprokurator; podniósł się z miejsca, opierając się na łokciu w dziwaczny sposób.
— Chce pan zadać pytanie? — rzekł przewodniczący, i otrzymawszy odpowiedź twierdzącą, dał znak, że pytać można.
— Ja chciałbym zapytać, czy podsądna znała przedtem Szymona Kartinkina — rzekł prokurator, nie patrząc na Masłowę.
I rzuciwszy pytanie — zacisnął usta i nachmurzył się.
Przewodniczący pytanie powtórzył. Masłowa z przestrachem zaczęła patrzeć na podprokuratora.
— Szymona? Znałam — odrzekła.
— Chciałbym dowiedzieć się, jaki to był rodzaj znajomości. Czy oskarżona często widywała się z nim?
— Jaka znajomość? Wołał mnie do gości, a nie znajomość — odpowiedziała Masłowa, patrząc niespokojnie to na podprokuratora, to na przewodniczącego.
— Chciałbym dowiedzieć się, dlaczego Kartinkin brał dla gości Masłowę a nie inne dziew-