szedł a łużbę do swojego pana, służył mu wiernie, chociaż mu było chłodno i głodno; wprawdzie wyglądał jak dziki albo małpa, ale pracował od świtu do nocy. A kiedy skończyło się siedm lat, wieczorem wszedł do pokoju swego pana, siadł za stołem i zawołał: „Skończyła się dziś moja służba, teraz ja jestem twoim panem, a ty moim sługą, jak ci wiadomo. Osiodłaj natychmiast konia mnie i sobie, i przyprowadź mi konia przede drzwi, a weź tam worek z sobą!”
Chociaż słowa te dziwnie brzmiały w uszach tego, który dotąd był panem, musiał jednak, skrobiąc się w głowę, wykonać rozkaz. Teraz ten, który dotychczas był służącym i w swoim podartym odzieniu wyglądał jak nieboskie stworzenie, był panem, a dawniejszy pan, paradnie ubrany i pięknej powierzchowności — służącym. Kiedy nocą wsiedli na koń, nowy pan zawołał na sługę ostro: „Jedź ze mną!” i nie powiedział mu ani dokąd, ani po co mają jechać, co go zafrasowało i przejęło obawą. Przejeżdżając tak w obcych krajach góry i doliny, pola i lasy, natrafili w ciemnościach na szubienicę, na której wisiał umarły, mocno już cuchnący. Tu pan zatrzymał konia i zawołał szorstko na służącego „Złaź mi zaraz z konia, odetnij wisielca, wsadź go do worka i zabierz z sobą!” Rozumie się, że z odcinaniem wysoko zawieszonego wisielca szło mu niesporo i trudno, ale musiał spełnić rozkaz. Jadą potym dalej i dostają się wgłąb puszczy. Wkońcu spostrzegają wśród ciemności światło i śpieszą ku niemu. Dojechawszy do światła, widzą, że się świeci w domu jakimś. Tu zatrzymuje się pan i mówi do służącego: „Idź tam do pokoju i dowiedz się od tych ludzi, czy nie zgodziliby się przyjąć mię na noc, żebym mógł powieczerzać sobie.” Służący usłuchał, wszedł do pokoju i zastał tam 24 mężczyzn za stołem, jedzących i pijących, ale nie wiedział, że to byli rozbójnicy. Zobaczywszy takiego woźnicę, powiedzieli sobie: „Jeżeli woźnica pański ma tak piękne ubranie, to sam pan musi lśnić od złota i srebra, ” — i pozwolili mu przenocować u siebie. Ale kiedy pan wszedł do pokoju, wszyscy odrętwieli ze zdumienia, bo żaden z nich nigdy w życiu nie widział podobnej postaci, i przyglądali mu się, jakby nie był człowiekiem. Z początku ten pan chodził tam i napowrót od stołu do progu i długo nic nie mówił.
Naraz zagrzmiał groźny rozkaz jego do woźnicy: „Przynieś mi tu natychmiast worek do pokoju i upiecz mi na kominku to, co tam jest, na wieczerzę.” Nieborak sługa zaczął kręcić nosem, ale spełnił rozkaz, wytrząsnął z worka nieboszczyka na podłogę, i straszny smród rozszedł się po pokoju.
Strona:PL Toeppen Max - Wierzenia mazurskie 1894.djvu/186
Ta strona została przepisana.